Wiersze
Paweł Lekszycki



krzepnięcie

coraz mniej motywów miasta w moich
wierszach i coraz więcej wierszy
o tobie droga ma dziś już bezimienna
ale rozpacz porzuciłem bo rozpacz
monotonna jest jak monotonny
jest sączący się wolno kolejny dzień deszcz

tyle znaków przecież jest i ciepłego światła
które koi i ja spokojny jestem
na moment przed tym jak nasze cienie
przypadkowo na moment gdzieś łączą się w jeden
wyraźny nad wyraz jasny na tle szarym szarego miasta





naprzód bez celu

wracaliśmy pustymi korytarzami
przejścia podziemnego pod dworcem
centralnym w katowicach, gdzie neonówki
odbijały się w przejaskrawionych plamach
światła na marmurowej posadzce. czysta
sytuacja, choć nic bardziej brudnego w
zasięgu pola widzenia. porozrzucane paczki po
papierosach, niedopałki i wysuszone puszki
po piwie. tłuste plamy kałuż po stajałym śniegu.
craig raine zapewne otwierał kolejną butelkę,
zapewne nie mleka. kilku polskich poetów
robiło to samo, co robił craig raine. a my

wracaliśmy pustymi korytarzami
przejścia podziemnego pod dworcem
centralnym w katowicach, gdzie ostatnie
odkurzacze pociągów wyssały resztki
podróżnych, a amatorzy pierwszych
jeszcze nie przyszli. w przydworcowym barze
sokiści pili soki, a w łóżkach kartonów
spało kilku bezdomnych. usiedliśmy na
ławce, wyciągnęliśmy sporządzone rano kanapki,
po czym zaczęliśmy przyglądać się baczniej
temu, co spoza szyb poczekalni
ciągle przynosi najświeższe dane
o stanie naszej poezji.





góry górują

ciężkie są widoki gór. trudno
ponieść je wzrokiem lecz łatwo
zapadają w grząską, ruchomą
pamięć. osiadają na samym jej dnie.

na pierwszym planie nawarstwiają
się muły miasta. osadza się lepki
nalot dymu i spalin na ostrych szpikulcach
ich szczytów. na światłoczułe wody

siatkówek wpływają stałe obrazy:
blokowiska i dworce. ociężale dryfują
jak martwe statki. wystarczy jednak

by zamknąć oczy, a już sięgają
podwodnej rafy, nabierając czarnego morza.
nocami ulegają koronom korali.






skok wstecz. spadanie

pierwszy promień słońca jest niczym
płomień zapałki, który spala brudne
waciki chmur. w naświetlonym
powietrzu, jak na papierze

fotograficznym, na który ktoś wcześniej
rzucił okręgi światła, rzeczy
szukają swych kształtów. staje się jasne,
gdy lepiej je widać, że widzę

je czarno. spożyta wraz ze śniadaniem
porcja witamin, grapefruit oraz wkrojona
w herbatę cytryna, pozwala jakoś

zebrać się w sobie i wreszcie stoję
na własnych nogach. przy każdej próbie
coraz to niżej - wysokości zadania.






motyw z wendersa
      
marcie

namiętnie oglądałem
wendersowskie filmy drogi.
Ňteraz przyjeżdżam do ciebie
starym fiatem, który nazywam
wehikułem czasu. bo nie przyjeżdżam,
żeby zmienić miejsce, ale żeby przemieścić się
kilka lat wstecz Đ to moja podróż
sentymentalna.

tam, skąd przyjeżdżam,
zabrakło mi już poczucia tego,
co powinno się ze mną stać,
a jeśli coś porównywałem,
tam skąd przyjeżdżam,
to porównywałem to do przeszłości.

bo dobrze wiesz sama:
z dwudziestką piątką na karku
czas się czasami zapętla jak stryczek
i człowiek nie pragnie niczego bardziej
jak tylko na powrót być w twych ramionach
szesnastoletnim chłopcem.Ó

tylko nic nie mów. nic nie mów,
proszę. udawaj, że wierzysz.
ten stary fiat to wehikuł czasu,
ty nie jesteś z tym starym, bogatym mężczyzną.
twoje serce jest wolne, a myśl jeszcze czysta.
chodźmy się kochać.
ostatnie zdanie
chciałbym powtórzyć trzy razy.






chcica

sam wiesz jak to jest, gdy czasem
kroi się na coś, na co ma się samczą
ochotę i, z czystej uczciwości, trzeba
powiedzieć - sorry, jestem zajęty -
co wcale nie musi oznaczać, że ma się
jakieś zajęcie, które wypełnia ci ręce.
rzekomo najlepiej upić się wtedy jak
świnia i z głuchym łoskotem zwalić się
z nóg na podłogę jak ścięte drzewo. lub
opowiadać te bajki o tym, że kiedyś
rozwaliłeś samochód o nazbyt nachalną
kurewkę i odtąd kobieta kojarzy się
z jednym: upaćkanym krwią wgnieceniem
na masce.

wreszcie gdy ona zdejmuje koszulę i
włazi ci do śpiwora, zaczynasz odczuwać
ochotę na kawę, albo herbatę i kilka
ciastek,chociaż nie masz naprawdę ochoty
na jedno ni drugie ale ciasteczka
trzeba gdzieś kupić, więc można wyjść
w to obce miasto, w które cię wrzucił
jeden telefon tego faceta, który z boku
na bok wygniata kurtkę polara na
skleconym z ławek posłaniu, więc
proponujesz mu miejsce obok
dziewczyny, na co on się nie zgadza.

chodzi mu o to, że jest
zmęczony. tym bardziej musisz się
ruszyć po te pieprzone ciasteczka
w tę syntetyczną jasność sklejoną
z wnętrzności neonów. gdybyś tylko
zobaczył turków palących pięciomarkowe
marlboro, mógłbyś ich sprowokować.
oni z chęcią zrobią ci kuku. wtedy
darowałbyś sobie ciasteczka i wrócił
z powrotem, nie wycierając tej miazgi
po nosie, modląc się o to, by z tych obrażeń
pozwoliła ci się wylizać samemu.


Paweł Lekszycki

Urodził się w 1976r. w Katowicach. Publikował m.in. w "Opcjach", "Fa-arcie", "Kartkach", "Frazie", "Kwartalniku Artystycznym". Współautor (obok P.Sarny) książki poetyckiej "Ten i tamten", autor arkuszy "To i tamto". "Słodkie żale" oraz książki poetyckiej "Wiersze przygodowe i dokumentalne". Współredaktor (obok A.Pluszki, Ł.Adamczyka, A.Ruszkiewicza) Magazynu Internetowego "Kursywa" - http://free.art.pl/kursywa/ .
Mieszka w Dąbrowie Górniczej.