Wiersze
Marcin Cecko
wzbudzenie (short mix)
przebudzenie potrząsanie głową
zanim oczy rozszerzą swoje powieki
widok rozklei się po ścianach słońce
wysyła zdania bez zbędnej interpunkcji
przebudzenie potrząsanie głową bez
gry wstępnej bez umizgów bez tytułu
bez dzień dobry wykrzyknik dobry wieczór
wykrzyknik
przebudzenie bez zbędnej interpunkcji bez muskania lizania
gry wstępnej dotykania opuszczonymi opuszkami
bez przyciągania jak fale bałtyckiego morza przyciągają
nieopalonych polskich turystów i ich żony turystki
oraz ich dzieci małe turyściątka
które jeszcze nie dojrzały nigdy w życiu
morza ani nie dojrzały by być pełnoprawnymi konsumentami
wszystkich mokrych morskich produktów takich jak ryba z frytkami
wódeczka piwko wódeczka lufka lufka dwa machy
mamo wykrzyknik
mamo piasek wszedł mi między nogi krzyczy na plaży bałtyckiego
morza dziewczynka o nieopalonej świeżej skórze
pachnącej ekologicznymi warzywami bez genetycznej modyfikacji
mamo wykrzyknik piasek mam w majtkach kropka drobne ziarenka
kwarcu bezmyślne małe twarde stworzenia takie jednolite
takie spokojne że mama wspomina swoją młodość która
również wydaje się monolitem twardą skałą przyjemności
i uciech jakie darował jej świat w ramach powszechnego kredytu
studenckiego życia kropka mama obficie go doświadczała o tak pieścili ją
młodzi studenci i młode studentki również ją pieściły mama
nie przyznaje się do tego od dziesięciu lat ale
teraz kiedy słońce gorące przecieka przez
jej kostium z lajkry albo innego jedwabiu kiedy roztapia
wyschnięty naskórek języka jej męża nieobecnego w niej
obecnie słońce teraz przypomina mamie jej dawną jędrność którą
teraz musi zastępować kostium i oto scena jaką rosyjski
satelita rozkochany w bałtyckich falach polskiego morza
precyzyjnie fotografuje uwiecznia i udowadnia
w rozdzielności tysiąc dwieście na tysiąc sześćset
pikseli ziarenek drobnych kwarcowych kawałków świata
dwukropek oto dziewczynka kładzie się na rozgrzanym
ciepłem promieni uv ręczniku powoli i ostrożnie
rozszerza swoje coraz bardziej opalone nogi
które mama z wpisywanym w nią przez lata matczynym
profesjonalizmem oczyszcza z ziarenek głaszcze młodą
skórę i wspomina gładkie pachnące perelem koleżanki
z roku z pokoju z kalendarza z korytarza z klubu
jazzowego z zabawy zza rogu z innego miasta z pociągu
innego świata cudzysłów chciałam mieć życie wolne
i swobodne chciałam robić to co chcę chciałam być artystką
chciałam prowadzić ruch wyzwolenia kobiet spod wszechpanującej
tyrani szowinistycznych penisów chciałam mieć piękne mieszkanie
i choć nigdy nie oglądałam katalogów cicho marzyłam o meblach
z ikei kropka jednak nie wyszło nie udało się gdzieś się zgubiłam nie
wiem kiedy to się stało że zgubiłam się i nawet tutaj na piasku leżaku
pod słońcem obok siorbiących stopy fal bałtyckiego morza czuję
się ostatnią jedyną zagubioną samotną kobietą poza
czterdziestką wykrzywioną karykaturą śmiechem nieudolnego
poety czuję się taka słaba taka mała kiedy to się stało znak
zapytania może jak poszłam
do pracy może jak wyszłam za mąż za mężem stanęłam sama nie wiem
kiedy umarłam kiedy roztopiłam się i od kiedy już nie istnieję od kiedy
niczego nie dotykam niczego nie czuję nawet moja córka jest taka nieprawdziwa
składa się z małych pikseli piasku który ścieram z niej pracowicie i już
jej nie ma kropka koniec cudzysłowu
przebudzenie skupienie roztrząsanie
metro ta churgocząca dżdżownica
zawiozła mnie do ciebie przez mały tunelik
wężyk światła wężyk powietrza wężyk pustki
dziurki w środku myślnik dowiozła mnie daleko
na zawistny ursynów na zgryźliwy imielin
przyszedłem nie przywitałem się dałem
prezent przedstawiający zamyślenie skupienie
patrzenie w okno
za oknem cieknie mleko gęsta biała farba
która ubrudziła mnie zimnem tak srogim że
boisz się zbliżyć kładę swoje obolałe ciało
antybohatera sitkomu na zachodniej licencji
na materacu i słucham jak trzeszcząc prawda
wychodzi na jawę ale trzeszczy tylko w moim uchu
i moim mózgu tylko tam te dźwięki
potem od razu mnie prostujesz do ostatniego metra
zostaje niewiele czasu ale i tak jest mi wszystko jedno
nie oddam ci ani grama swojej energii z której mogłabyś ulepić
coś żyjącego i bełkoczącego nie oddam ani grama
taki jestem narkoman że nawet pół gramika ci nie oddam
całość zatrzymam dla siebie całość swojej promienistej energii
elan vital czy co tam jeszcze można na to wymyślić i
dam się wyrzucić z mieszkania które było biurem twojego
byłego faceta tego cwanego biedaka któremu z całego szczerego
serca chociaż całe z zawrotną pewnością nie jest szczere
współczuję i chętnie zbratałbym się z nim w cierpieniu w
porzuceniu w zimnie ursynowa którym teraz mnie częstujesz
i okładasz jak twardym wałkiem nowej generacji o dużej sile
wrażenia kropka niestety nie dane jest nam się zbratać
bowiem jak podejrzewam on nieco inaczej zrozumiałby
to pojęcie ten przyjacielski termin i miałbym sine odciski
w męskich miejscach takich jak na przykład oczy czy
policzki czy skronie takie spięcie między kulturą a kulturystyką
więc postanowiłem że nie oddam razem tak postanowiliśmy
żadnych wytrysków pomyślałem sobie dobrze
odpracuję żałosną historię męskości w której
mężczyźni bojąc się posądzenia o pedalstwo zmuszeni
byli bezwzględnie wykorzystywać bez mrugnięcia bez mlaśnięcia
płaczliwą wrażliwością odpracuję i odpokutuję wolno ubierałem się
pracując nad smutkiem każdego ruchu najwięcej problemu sprawiło
zakładanie skarpetek ale i z tego wybrnąłem z klatki schodowej z klatki
poręczy z klatki podręcznych szkolnych macanek wyszedłem dawno
w ciemny żar mrozu w oślizgłą czeluść bytu z daleka
przypomniałem sobie sen
jestem w mieszkaniu babci na kole
nagle telefon dzwoni i mówisz mi że właśnie jesteś
w hiszpanii i że pojechałaś z mariuszem a kropka
organizatorem warszawskich dni letniego jazzu
co za absurd oczywiście przypominam że propozycja
wyjazdu do hiszpanii ufundowanie takiej wycieczki
to wycieczka osobista to osobista propozycja
to zobowiązanie związanie zacieśnienie relacji
sugestia pokonania intymnej przestrzeni jaka
chroni cię przed złymi ludźmi przed takimi
osobistymi wycieczkami do hiszpanii myślę
że trzeba się obudzić i łudzę się
tyle jeszcze zostało
zostało kilka ostatnich minut dnia kilka minut
tej otwartej do późna w centrum miasta
szpilki światła szpilki która wbita lokalnie
w autoryzowany punkt serca potrafi rozbudzić
mnie z ostatnich nocy z ostatnich błędów
stłuczek wypaczeń rozgrzeszyć nawias
chociaż bardziej rozgrzeszać się już nie mogę nawias
te wszystkie zaułki wyobraźni w których ciągle ostatnio
przebywam opatulony i opatrzony wszelkimi używkami
otumaniony opuszczony opustoszony słaniający się
wracający pierwszym lub ostatnim nocnym wracający
prosto do ciepłej kołderki do bezpiecznego bo pustego łóżka
tyle jeszcze zostało powracającego z obudzenia z rozbudzenia
z obrzydzenia powracającego w sen
i tak to się kończy ta solarna zbrodnia
ostatnim świadomym oddechem
który swoją siłą odgania ostatniego
szpiegowskiego satelitę w nowiu a nie w pełni
sprawny na umyśle podmiot oddala się
od dnia a dzień oddala się w stronę
nocy w tę negatywną stronę mocy
oczy bez śladu widzenia
oczy w niepamięci
oczy w zamknięciu
oczy w klatce
schodowej na twoje piętro gdzie
drzwi kiedyś będę czekać na mnie ze
stanowczym otwarciem stanowczym
powitaniem przytulnym
stanowczym byciem stanowczym
postanowieniem wyjazdu nad patriotyczne morze
bałtyckie wspólnie z córką o której istnieniu
jeszcze nie mamy pojęcia jak będziemy już poza światem
poza kolejną dziesiątką lat ubrani w jędrne kostiumy
pamięci objęci w ciepłe zasłony słońca fal
ruszających się miarowo stylistycznie
równo rytmicznie powoli spokojnie
odłamki
a w środku miasta przestaliśmy się nazywać i ucichło
samochody uległy nam i otworzyły bagażniki
a wieżowce uległy nam i opuściły miejsce zbrodni
polegliśmy
żeby odpocząć
a w środku miasta wykonaliśmy zaplanowany zamach
ręką daleko idące skutki oddaliły się
tym lepiej
a wszystko nam umknęło zapomnieliśmy
poszerzyć horyzont skupiliśmy się
na taniejących szczegółach:
pozycjach szczeblach
pomiędzy budynkami w polu rażenia
prześwitów zobaczyliśmy nadchodzący awans
para le le
sylwia ty świnio woła większa do mniejszej
świnia sylwia przestaje pedałować sunie teraz
na luzie i tak już do końca aż wyminie kanałek mostek
przejedzie i jeszcze trochę aż wyminie ją większa
sylwia ty świnio woła większa do mniejszej
chociaż obie malutkie nieporuszone przez
płeć mniejsza przyspiesza niesie się lekko
posuwa im dalej mniej światła księżyc tak
niski a wymyka się naszym mokrym mięśniom
mowy nie ma krzyczy z okna matka mowy
nie ma do domu sylwia zjeżdżaj i sylwia
zjeżdża zajeżdża większej drogę zaraz zaraz
pojawi się krew i powykrzywiane
kółeczka rowerowe więc oddalamy się od tego
miejsca brudni doświadczeni
doświadczeni brudni bezboleśni bezboleści
zaglądamy do siebie - mówisz zajrzyj do mnie
przez lewe ramię dwa razy przez ulicę i tory
dwa razy okopy i bunkry dwa razy przez myśli
hałasy balkony zasłony złe czasy dwa razy przyjedź mówisz
przyjedź i zajrzyj ja mam swój damski zapach w żelu
mówisz ty weź swój męski zapach w kulce lepkie
ciężkie słońce mknie i wymknie się naszym wilgotnym
częściom mowy
i ponownie od nowa jak zawsze jak dawniej
choć zupełnie jeszcze inaczej zbudzony ze snu
wypchnięty ze zła snem ciągle dotknięty cały
jeszcze w zimnym pocie w locie oczy otwarte
poszukiwania szemrania szeptania
szemrania szeptania poszukiwania
zacząłem od lasu na co
okolica zareagowała nagłą nocą
i tak dalej w drzazgach liści pajęczyn
siniakach światła niepotrzebnie i głęboko
za daleko i bez planu noc nagła
jak kaszel jak kaszel nagła cholera mnie
zmogła i znalazłem
się w ostrym hamowaniu
autobusu pełnego wykrzyknikowych ciał
anorektyczek po dwie na jednym siedzeniu
sylwia ty świnio woła cieńsza do cieńszej na miejscu
siedzącym jednym a oczy ich obce i nieobecne
śpiące czy śniące o wielkoformatowych
aparatach prostujących zęby prostujących piersi prostujących
włosy mięśnie ud czyszczących z ust brud z głów trud
śpiące czy śniące o ogromnych
blendach fotograficznych wypełnionych stroboskopowym
brokatem fotogenicznych pozach układach formach niekształtach
z rezygnacją rozkładają nogi przed wypieszczonym
księciem z fajki pudełka szkiełka telefonicznej rurki
patrzą w twarz sobie patrzą twarzą w twarz i krzyczą
rozmowy nie ma nie będzie połączenie zostanie
znierealizowane rozłączyć odciąć odłożyć rozmowy
nie ma mowy
kopy
kopie i klisze kalki
błąd w uruchamianiu nie mogę się rozłączyć
remonty
już chciałem prosić o kawę ale zawstydziłem się
że źle wymówię
niedopowiedzenie które rośnie
jak ciąża bo owszem ciąży ale
na pewno jej nie doniosę
choć znoszę codziennie
a mury mówią mówią mówią
że dawidek jest żydek
a może tylko ładny malowany ptak
(śmiech)
"bo ja chciałam zdążyć opowiedzieć o wyzwoleniu"
to są usta które co tydzień leją historię
po dupie tylko tym że są ruchome działają
choć jedynie powtarzają to bębnią i będą
a za oknem nic bo nie ma już okna
wyważone zważone wywiezione
na oko to około piętnastu stopni poniżej
krytyki
dotyk spełzł na niczem
ruchanka nie będzie jeśli nie masz wdzianka
wdzięku odpowiedniego z paszczy dźwięku
nie wydasz i średniego wieku
wcześniej była siła teraz w sile zmyła
kopie
lalki
i kawki
jakby jesień ale nie siedź za długo
rzuciliśmy walenie bo za dużo hałasu
wokół tego tego jaka jeszcze opcja
ziomku kutasie lub bracie?
rzuciliśmy walenie bo zwalić można
winę lecz nie jak linę czy dmuchane koło
w wodę a jak kamień
w głowę
lamenty jak błędy które warto powtarzać
w koło i w górę się wnosić
coraz lżej rzadziej mniej widocznie
swobodniej
do obietnicy co
pełza po niczym
pytasz czy na pokaz
łamię w sobie wiarę
otóż to
pod twarzą czuję taki rozkaz
a teraz proszę
play with me
i mantrę powtarzaj
kołując co rano
kopię i klisze i kalki
użyte strzykawki prawdy
złe lalki
błędy w uruchamianiu
podręczne narzędzia krzywdy
a także blizny i poranne kawki
całe fotele i miękkie fortele
problemy tele
właśnie przestały obchodzić mnie
waśnie
powroty
droga mgiełko w styczniu aż taki żar że
niemożliwe ukryłam wszystkie ubrania
przed praniem bo spada barwa i
zwiększyły się skurczenia tkanin
szorstka szyja i pod cycuszkiem ałka
odrobinę jestem obolała lecz jak na
styczeń trzymam się trzymam - powaga
to trudne tak sobie wyobrazić że kubusia
pociągają tylko chłopcy darzę go przecież
silnym więzem przyjaźni lecz przy jego jaźni
tak naprawdę nie umiem siebie postawić
musisz to sobie unaocznić że gdy lansujemy
się w stolicznych kubłach gejowskich zapachy
spojrzenia a również chęci kierunek mają wprost
do mnie przeciwny taka bezpieczna i beznadziejnie
sama tam jestem w tańcu i w ruchu i w przytuleniach
bez obietnicy nasienia
parkiet dobra muza blanty uśmiechy oraz cienkie fajki
to kiepskie fanty fantomy wikendu i nie ma co wspominać
bawimy się w urodę lecz gdy przygoda minie wracam
i zapominam trochę szalona deczko zmęczona
droga mgiełko nie uwierzysz styczeń i słońce
czy warto zajmować się czymś innym niż
oddawać się światłu uciekać cieniom i zlewać
się zlewać z tłem moje pytanie brzmi czy jest
coś dalej bo jeśli nie
bo jeśli niewiele więcej to może można
zatrzymać się i odetchnąć co
ale tutaj ani tchu na marne nie wypuszczam
tylko jak najwięcej wchłaniam i nie puszczam
udzielamy się w kulturze i konstruujemy dobro
byt mój chłopiec buduje lustro w którym przejrzeć
się będzie mogło to odrapane jak niektóre bilbordy
pokolenie po pierwszym goleniu
siedzę w pokoju
jest niezwykle jasno że aż raz po raz razi jak za karę
wielki bałagan książek które kochają się tymi informacjami
lecz jak to skoro to tylko kartki pap. a wcześniej drzewa
więc trupy drzew się tak obmacują to dopiero wizja
żeby tak rzeki z naszymi popiołami zmieszały się
tak czy siak nic z tego nie wynika dla mojej sytuacji
opowiadam sen w którym biegłam naga i nie czułam
biegu choć to nie do końca prawda czułam coś w piersiach
albo w kręgosłupie gdzie to jest gdzie ten bóg jest we mnie
biegłam po okręgu i nie czułam nagości dopiero jak stanęłam
jeśli on gdzieś jest może być tylko w ciele ale w żadnym dziele
gdzieś siedzi i czeka na najcięższe ćwiczenia już jak lądowałam
zwalniałam to czułam się twardsza i ograniczona wstyd stąd
dotąd wstyd widzisz
wróćmy do bałaganu niesamowite zaraz pójdę po bułki
i się przeziębię bo zdejmę szalik i czapkę a być może płaszcz
i płaszcz i płaszcz
z dziurką wszystko dobrze z panem fiutkiem również
tylko że za mało coś chce we mnie więcej
chłodne są kafelki na podłodze łazienki
coś my o tym wiemy ale trzymam się trzymam
bez kitu lamenty owszem dla rozrywki oraz
między płciowej gierki
ostatecznie społeczne interesy otaczają nas
ostatecznie poza spełnieniem społecznym nic
nam się nie oferuje katalogi milczą doradztwa
personalne liczą na doświadczenie lecz
żadnych doświadczeń już się nie prowadzi
tyle paplam być może nawet powtarzam się
i to co teraz słyszysz słyszałaś już mgiełko
podobno dopiero wtedy to się liczy gdy liczba
powtórzeń kombinatoryka oraz
statystyka zdane zapomniane potem wakacje
turcja rozrywki odloty ach jak to było skóra odchodzi
od zmysłów lekko opalona wróciłam
w uścisk cudownego miasta
sporo już zrobiłam dużo zarobiłam nieźle ubawiłam
i co dalej gdybym wzrok utkwiła w jeden punkt
pewnie uschłabym a sucha a na co wam ja sucha
mój chłopiec nie chciałby dziecka jeszcze
później ja się zestarzeję zetrę i unieruchomię
błędne koło urojeń może kupić pieska kota
rybki żabę to żart moja droga
nie dobiega końca moja droga
biegnie asfaltowa ciężka trochę mięknie
koło lata potem tylko koleiny koleiny poklejone
lecz już nigdy polne proste trudne wyboiste
wąskie no i prymitywne
skreślony szkic
no i wyszło
z tylu pozycji musiało w końcu wyjść
od razu rozpoznaliśmy charczenie podziału komórkowego
ale jeszcze lepiej rozpoznał je ginekolog rurką na którą założył
spóźnioną prezerwatywę. wyznaczył też precyzyjny horoskop:
24 grudnia
czy to nie wtedy urodził się ten poeta? wtedy - jeden i drugi
ten najnowszy choć niekoniecznie w formie.
i myślisz że ono też byłoby? pewnie
byłoby
ale potem inny pan doktor uśpił cię aniołku
a potem pan doktor obudził cię serduszko czerwone
strużki z rany były jedynym widzialnym śladem
(i było dużo snu ukrytego w tle jak ta zwrotka
w nawiasie - snu który wyjaśniał ci z uporem
co zdarzało między jedenastym
a dwunastym wersem)
a potem zadzwonisz do mnie i powiesz:
'krzyś tak ciężko pracuje żeby oddać pieniążki
które pożyczyliśmy na zabieg ale (w y o b r a ź s o b i e)
ma takiego ogromnego kutasa że kiedy kochamy się
leci mi krew ale (w y o b r a ź s o b i e) jego to
podnieca więc rżnie mnie tylko mocniej i mocniej
wspaniale a co u ciebie?'
(i będzie dużo snu w tle jak ta zwrotka
w nawiasie ukryta - snu nieprzespanego
snu winnego i jałowego który nic nie opowie
nic nie dopowie i niczego nie skończy)
traktat cielesny
lub
feminijny tryptyk z prologiem
ranek
wiele naszkicowanych na skórze
poranek
przytulony do ciała, poranek na nie namalowanej
buzi poranek jeszcze niezmyty pod pachami
poranek klejący palce powieki usta język
poranek nad każdym kościołem i nad każdym
domem i nad każdym ---
w ten sam zakurzony mgiełką sposób
a jasne echa w jej włosach.
I (hop - przeszkoda)
jestem malutka ale już dorosła
z wąską szparką
tak wąską że nie zmieściłabym żadnego z tych
zadziornych obskurnych chłopaków
których moje koleżanki ciągle biorą do siebie
II (hop - przeszkoda)
wczoraj pierwszy raz w życiu zasnęłam w autobusie
jakbym wyszła z ciała i
myślałam że odlecę ale okazało się -
bez tych całych nerek jajników wątroby
głowy jestem taka ciężka i przygnieciona
rozpłaszczona bez całej nie wypłukanej jeszcze siebie
bez moich baloników
śniły mi się wyrazy bez nazwy ściskałam
poręcz
obudziłam się a na mnie pełno ich chuchnięć wydechów
i tym podobne
obudziłam się tuż za moim przystankiem
III (hop - przeszkoda)
memłam swoje
normalne życie
przez okno patrzę jak chłopcy piją wódkę
i spalają papierosy - to nędzne to zużyte rekwizyty
tylko ten mój mały defekt powoduje że nie mogę
myśleć o niczym innym
oni wszyscy mnie potajemnie pragną
odczytuję to z charakteru ich splunięć
wiedzą że patrzę poprawiają kieszenie w spodniach
wiem czemu mnie chcą
kiedy nocą się cała chowam w prześcieradle
kiedy nocą ono się do mnie całe fałduje
stamtąd wąziutko sączy się światełko
wiersz dla niepoznaki
palec w ucho kawusi
(i już jest substytut)
okiem na wstrząsająco indywidualne
i piękne paznokcie z których odchodzą żyłki
jeszcze niemodne w prasie kobiecej
okiem na wielokrotne nieświadome uszczerbki ubrania
i wszystkie te igiełki ruchów, spojrzeń (dla czego patrzy?)
(dla kogo patrzy?) słów o jednym
konkretnym wektorze
prosto w ---
próbowałem się zakłamać i nie wyszło tylko
weszło jeszcze bardziej i dotyka - z dziesięciu
trudniejsze dziewiąte od czwartego
na kolację jajka z majonezem i patrzenie
w żaluzje
i patrzenie w żaluzje
LIŚCIE MAJACZĄ SOBIE SPOKOJNIE
CICHE ODBICIA SŁOŃCA
NA NIEBIE SĄ
rozmazaniec w szybich oczach mieszczan
rozmazaniec na tle śliskich pieszczot tłumu
objawienie
agresywnej kampanii reklamowej piwa
spowodowało pominięcie wódki w dziełach
wielu młodych artystów
ale to jeszcze nie koniec
oto płonie ciągle starówka
oto nie zdechły zwierzęta
kwiaty opadły
nie wszystkie
brzemienne nimfomanki ścierają swoje łona
o sterczący środkowy palec kultury